Wielmożanka Wielmoża - Spartak Charsznica
W przed dzień Dni Kapusty Spartakowi przyszło rozgrywać swoje już drugie spotkanie na wyjeździe. Tym razem padło na Wielmoże czyli znów nowego rywala. Niestety jak to zawsze bywa w drugi weekend Września skład się lekko posypał i na spotkanie pojechaliśmy z tylko jednym rezerwowym P.Wąwoźnym. Pomimo iż byliśmy ostrzegani przed boiskiem w Wielmoży to nikt tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy jak bardzo obawy związane z boiskiem będą realne. Boisko nie duże w zasadzie porównywalne wielkością z tym w Naramie gdzie graliśmy już kilka razy jednak to na czym grają zawodnicy Wielmożanki naprawdę daleko do miana murawy. Trawa za kostki, góry i doliny jak w kreskówce Tsubasy (zawodnik biegnący dopiero po 3 sekundach pojawiał się na horyzoncie i widział wogóle bramkę) no jednym słowem MEKSYK! Współczujemy tym ludzią (o tym później), że muszą grać na czymś takim.
Początek spotkania to badanie możliwości ze strony jednych i drugich. Dobrą sytuacje stworzył sobie Cholewa, który mocnym strzałem przetestował bramkarza a z dobitką niestety było za późno. Goście próbowali grać na jednego ze swoich napastników, który rozdzielał na boki większość piłek. Po jednej z takich akcji zawodnik gospodarzy uderzył w poprzeczkę a po innej przestrzelił z 10 metrów nad bramką. Na szczęście Spartakowcy się nie położyli i po dobrze rozegranym wrzucie piłki z autu Cholewa przymierzył sprzed pola karnego i umieścił piłkę prawą nogą przy dalszym słupku bramkarza Wielmoży. Do przerwy w zasadzie nic więcej się nie zmieniło Spartak mądrze się bronił a gospodarze nie mogli tego sforsować. Trwała bezładna kopanina, która tylko kumulowała zdenerwowanie u wszystkich poza graczami Wielmoży.
Drugie 45 min Spartak rozpoczął z górki (dosłownie) co niestety nie wypłynęło w początkowej fazie gry znacząco na podniesienie poziomu piłkarskiego. Dalej przeważało "pałowanie na oślep" i gra na napadziora, który taranem brał naszych obrońców a bliżej pola karnego umierał z głodu, odcinało mu tlen nogi odmawiały posłuszeństwa. Do 70 minuty gospodarze nie mieli totalnie żadnego argumentu na wyrównanie. Niestety przydarzył się mały błąd i po rzucie rożnym nasz obrońca (Niewiara) umieścił piłkę we własnej bramce. Ta bramka sprawiła, że gospodarze dostali dodatkowych skrzydeł i ze zwiększoną intensywnością tłukli długie w nasze pole bramkowe. Po jednych spięć przed bramka jeden z graczy Wielmoży poczuł niesamowity ból w obecności naszego obrońcy padł na murawę jak rażony piorunem, zaczął krzyczeć i machać rękami. Sędzia (o tym za chwile) stwierdził, że było to ewidentne przewinienie naszego obrońcy i podyktował rzut wolny pośredni. W/w gracz gospodarzy żeby nie pomylić żartobliwie nazwę go PAJACEM po bohaterskim wywalczeniu wolnego sam postanowił strzelić na bramkę Zielkonki (który w tym dniu stał na bramce) i umieścił piłkę w siatce. Sędzia główny po konsultacji z liniowym (nie tym który stał na naszej połowie a przeciwnej) zadecydował, że zaczynamy z linii 5m. Na nieszczęście to nie był koniec emocji w tym spotkaniu. Spartak otrząsnął się i chciał się odgryźć Wielmożance co w 99% się udało. Dobra akcje Kuli z Cholewą kończył strzałem ten drugi, piłka została jednak odbita przez bramkarza wprost pod nogi Kwiatkowskiego, który w pełnym biegu chciał dobić strzał kolegi jednak został powalony wślizgiem od tyłu przez powracającego zawodnika gospodarzy a piłka została wybita gdzieś w wszechobecne krzaki. Kontrowersja? Nieeee gramy dalej nic nie było sędzia zachował czystość umysłu i nie musiał biec na druga stronę boiska czy czasem liniowy nie widział tego lepiej. Mecz wszedł w fazę, że jeden cios i mamy KO. Niestety to Spartak powinien go zadać bo po utrzymaniu się przy piłcę Cholewa był faulowany w polu karnym przez innego zawodnika Wielmoży, niestety nie zaprezentował swoich umiejętności teatralnych (minimum poziom zawodnika gospodarzy PAJACA) i sędzia kazał grać dalej. Po w/w zdarzeniu widać było, że powietrze uszło i brakło trochę werwy i koncentracji na ostatnie minuty bo to gospodarze przeprowadzili ostateczny jak się potem okazało atak i po standardowej LADZE jeden z zawodników Wielmoży wstrzelił piłkę w pole karne Zielonki gdzie nadbiegał inny gracz i z najbliższej odległości umieścił piłkę w siatce. Poza kawałem buractwa nic więcej już się nie działo...
Jeśli chodzi o Spartak to zaczęło się dobrze, jednak animuszu nie starczyło do końca. Dobrze, że mimo kontuzji niektórzy się stawili i pomogli w tym spotkaniu a szkoda, że niektórzy nie dojechali...Mogliśmy wygrać, minimum zremisować a wracamy niestety na tarczy.
No i tu osobny akapicik dla trójcy sędziowskiej. Naprawdę ale to naprawdę takich patałachów to nie widziałem odkąd Spartak Charsznica grał w C klasie krakowskiej. Pieniądze zarobione za dzisiejszy mecz powinni albo oddać potrzebującym albo wydać na podręczniki z przepisami gry w Piłkę Nożną. Niestety jednym z arbitrów liniowych był z Miechowa co dodatkowo sprawia, że jako klub Spartak Charsznica zaprosimy go na badanie wzroku do dowolnie wybranego okulisty w Miechowie. Jeśli to nie pomoże to proponujemy Podokręgowi Olkusz przeprowadzenie jakichkolwiek testów wiedzy sędziów bo Ci panowie na bank będą mieli z tym problemy.
Jakżesz by inaczej pasuje coś napisać o rywalach, poza tym, że współczujemy im boiska (pisałem na wstępie) to mimo usilnych prób nie jestem sobie w stanie przypomnieć żeby nasza drużyna grała z takimi TRZEWIKAMI! Oczywiście nie dotyczy to wszystkich ale Ci, którzy brylowali w buractwie to chyba powinni kandydować do naszego rodzimego sejmu. Dopiero tam różnica między normalnym człowiekiem a tego typu burakiem jest zacierana.
Następne spotkanie już za tydzień z Pogonią Miechów w Miechowie!!
Komentarze